Mam znajomych, którzy wykonują poezję śpiewaną na estradzie. Często też jeżdżę na ich koncerty skuterem inwalidzkim, bo jestem wielbicielem ich twórczości. Będąc na jednym z takich koncertów zauważyłem pewnego mężczyznę, który bacznie mi się przygląda. Nie wiedziałem dlaczego to robi, więc do głowy przychodziły mi różne myśli. Może gdzieś jestem brudny? Ale chyba nie, bo inni ludzie się nie patrzą. A może to ten, jak to się dzisiaj pięknie mówi, z mniejszości seksualnej? I nie daj Boże wpadłem mu w oko? Przyznam, że do końca koncertu zamiast upajać się poezją, miałem zaprzątnięte myśli zachowaniem owego pana. Po występie organizator zaprosił na poczęstunek. Kawa, ciasto i rozmowy górnolotne. Trzymałem się na swoim skuterze elektrycznym blisko przyjaciół, ponieważ moje myśli o spojrzeniach pana wzbudziły już we mnie takie napięcie, że zacząłem się bać. I nagle podszedł do mnie. Przedstawił się i powiedział:
- Bardzo przepraszam, ale ja zawsze podziwiam ludzi na wózkach inwalidzkich, którzy aktywnie żyją. A pan, widzę, świetnie sobie radzi.
Przyznam, że mnie, a raczej moją ambicyjkę, połechtało. Najpierw odetchnąłem z ulgą, potem było mi przyjemnie, więc posłałem mu uśmiech mój niewydarzony. Przy tej całej sytuacji pan był niezmiernie poważny i na mój uśmiech odpowiedział nieznaczną zmianą rysu ust.
- Czy można zapytać co się stało, że pan jeżdzi na wózku inwalidzkim? – wypalił nagle. I tu się we mnie zagotowało. Co go to obchodzi? Każdemu mam tłumaczyć, że SM, że… itd. Naszła mnie złość, a uczuć podnoszących ciśnienie miałem już na ten dzień komplet, więc palnąłem z głupia frant:
- Spadochron się nie otworzył.
Myślałem, że moja odpowiedź rozładuje całą sytuację, ale widzę, że na twarzy mojego rozmówcy nieugięcie panuje ta sama powaga. Z tym wyrazem twarzy zapytał:
- To pan był lotnikiem?