Czy z wózka inwalidzkiego można spaść? Albo przewrócić się skuterem elektrycznym na bok i to na prostej drodze? Do tego to już trzeba mieć pecha albo jakiś wrodzony talent. Ja zaliczam się do takich niepełnosprawnych, którzy już niejednokrotnie koziołkowali na skuterze elektrycznym i wózku inwalidzkim. Jeszcze nie miałam przyjemności wypróbować kraksy na aktywnym wózku z przystawką elektryczną. Szczerze może i byłoby to zabawne, ale szkoda sprzętu.
Mimo wszystko uważam, że do upadków trzeba mieć talent.
Już w młodszych latach miałam bardzo dużo różnych perypetii z przewracaniem się. Nie ważne czy to były np: schody– no tutaj to nawet nie ma co się dziwić- nie jeden z nas na nich zaliczył glebę- ale prosta droga...? W tamtym czasie składałam te wszystkie upadki na pecha albo nazywałam się niezdarą życiową. Czasami upadki bywały bardzo bolesne i przerażające na pierwszy rzut oka. W mojej pamięci dwa zapisały się szczególnie wyraziście.
Pierwszy poważny upadek spowodowała moja młodzieńcza głupota, tak chciałam się popisać, że umiem jeździć na rowerze bez trzymania kierownicy. Najechałam na spory kamień, który nie wiadomo skąd znalazł się na drodze mojego roweru. No i tak pofrunęłam przez kierownicę do przydrożnego rowu. Nie ciekawie to wyglądało, bo twarzą przejechałam po żwirze, który był na poboczu i uszkodziłam bardzo mocno lewe ramię. Kobieta, która była w ogródku obok wyskoczyła z niego jak poparzona. Napędziłam jej strachu, a sobie przysporzyłam bólu. Z własnej głupoty i na własne życzenie. Drugi poważny upadek miałam w trakcie trwania ciąży z moim trzecim dzieckiem.
Nawet sobie sprawy nie zdajecie jak bardzo byłam przerażona, bo upadłam centralnie na mój już wtedy olbrzymi brzuch. Bałam się o to, żeby dziecku nic się nie stało, ale dzięki Bogu okazało się, że wszystko jest w porządku.
Bywały też takie upadki, które doprowadzały mnie i ludzi obok idących do śmiechu, bo jak idąc po schodach można urwać obcas od buta, albo kiedyś szłam do koleżanki, oczywiście też po schodach i jak nie gruchnę centralnie zaraz pod jej drzwiami to tylko zadudniało. Oczywiście ona to uderzenie słyszała w domu ale pomyślała, że sąsiad z góry niesie łupki drzewa do kominka i pewnie, któraś mu upadła. Za moment do jej drzwi zadzwonił dzwonek, podeszła, otworzyła, i ujrzawszy mnie opartą o futrynę obiema rękami zdębiała ze strachu, a jak poprosiłam ją o stołek, bo już z bólu nie mogłam ustać na nogach. Po chwili jak mi opowiedziała o swoich przypuszczeniach, że to sąsiad, obie parsknęłyśmy śmiechem. Do dzisiejszego dnia to wspominamy i za każdym razem śmiejemy się jak głupie.
Teraz moje upadki mają zupełnie inny charakter bo są spowodowane moją niepełnosprawnością, w związku z tym, że choruję na stwardnienie rozsiane. W ostatnim czasie dwa razy spadłam z wózka aktywnego i raz przewróciłam się skuterem elektrycznym, tylko przy skuterze pomógł mi zaliczyć bliskie spotkanie z asfaltem mój pies, który mimo tego, że nie jest dużym psem to siły mu nie brakuje.
No cóż upadamy, przewracamy się na różne sposoby, jednak najgorzej jest się podnieść, szczególnie wtedy, gdy jesteśmy sami.