Tak sobie czasami porównuję ten czas, kiedy byłem zdrowy z tym czasem, kiedy zachorowałem i siadłem na wózku. Oczywiste jest, że żyło mi się lepiej, kiedy byłem zdrowy i sprawny fizycznie. Było więcej radości, beztroski, trochę imprez zakrapianych itp. Nie dopuszczałem do siebie takich myśli, że mogę stać się osobą z niepełnosprawnością. A jednak stało się. I wiecie co? Teraz z perspektywy czasu zauważyłem pewną pozytywną różnicę. Kiedyś będąc sprawnym i zdrowym człowiekiem, lubiłem, jak to się mówi, czasem wyskoczyć z kumplami w miasto. W myśl Wojciecha Młynarskiego: ,,W Polskę idziemy.” Wiadomo, że podczas takich wypadów człowiek często narażony był na różne sytuacje, kiedy czuje się zagrożony, albo sam stwarza zagrożenie.
Czasem od małej sprzeczki z przypadkowymi ,,imprezowiczami” rosło do awantury, czy nawet bójki. Dziś tego nie ma. Dziś co prawda nie piję alkoholu w tych ilościach co dawniej, ale zdarzają się spotkania ze starymi kumplami i jak kiedyś ruszamy w miacho. Zauważyłem, że podczas tych spotkań mogę czuć się całkowicie bezpiecznie. Nie z tego względu, że kumple mnie chronią, ale, że nieznajomi widząc mnie na wózku, raczej od razu nastawiają się przychylnie. Nie wiem jak to by było, gdybym był wulgarny, nieprzyjemny, czy naubliżał komuś. I jeszcze (o zgrozo!) wykorzystał to, że jestem na wózku. Ale ja tutaj piszę o sobie. Z natury jestem spokojnym człowiekiem, od zawsze przyjaźnie nastawionym do ludzi. Ale jak byłem zdrów i sprawny, różnie to bywało. Czasami ludzie atakowali mnie z różnych powodów. Odkąd jestem wózkowiczem problem sam zniknął.
Podsumowując: paradoksalnie, odkąd poruszam się na wózku, mogę stwierdzić, że to ma też dobre strony. Pomijając już wojaże z kumplami, także w życiu codziennym. Nie tylko znajomi, ale przypadkiem spotykani ludzie są dla mnie życzliwi, pomocni i sympatyczni. Wiem, że to nie ja wywołuję tę magię, ale wózek, na którym się poruszam. A może położenie, w którym się znalazłem? Ważne jest, żebym tego nie wykorzystywał. Czy kiedyś, czy dzisiaj, zawsze jestem sobą.